zoominto zoominto
534
BLOG

Prezes Spula musi odejść!

zoominto zoominto Polityka Obserwuj notkę 1
          Kongres Polonii Amerykańskiej jako federacja organizacji identyfikujących się z szeroko rozumianą polskością u swoich początków miał rzeczywiste uprawnienia do reprezentowania Amerykanów polskiego pochodzenia i Polonii w Stanach Zjednoczonych, co wynikało z faktu przynależności doń ogromnych liczebnie: Związku Narodowego Polskiego, Zjednoczenia Polskiego Rzymsko-Katolickiego, Związku Polek w Ameryce, Sokolstwa Polskiego w Ameryce, Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej, Stowarzyszenia Polskich Kombatantów, Amerykańskiej Rady ds. Kultury Polskiej, Krajowego Stowarzyszenia Adwokatów, instytucji finansowych (m.in. unii kredytowych i kas zapomogowo-pożyczkowych), stanowych i lokalnych organizacji, stowarzyszeń i klubów zawodowych, kulturalnych, społecznych, i nade wszystko - większości polskich lub polsko-amerykańskich parafii z ich członkami.
         Oprócz odzwierciedlającego ogromne zróżnicowanie społeczne, terytorialne i organizacyjne Polonii, drugim czynnikiem uprawniającym KPA do „reprezentatywności” była klarowność jego zasad politycznych, czyli walka o uwolnienie Polski spod sowieckiej dominacji i ponowne wprowadzenie Starego Kraju do grupy państw wolnych i suwerennych, a w bardziej uniwersalnym wymiarze - poparcie dla samostanowienia narodów ciemiężonych w Europie wschodniej i centralnej.
         Oprócz wymienionych wyżej czynników reprezentatywności sprzyjał format przywództwa KPA – jego dwaj pierwsi prezesi, Karol Rozmarek i Alojzy Mazewski, z wykształcenia prawnicy z dyplomami renomowanych amerykańskich uniwersytetów, byli aktywnymi uczestnikami życia politycznego i swoje powiązania umieli odpowiednio wykorzystać dla Polski, m.in. poprzez wizyty i rozmowy z kolejnymi prezydentami Stanów Zjednoczonych oraz z najważniejszymi pracownikami administracji amerykańskiej i instytucji przedstawicielskich.
        Zmiana sytuacji politycznej w świecie oraz zmiany demograficzne zachodzące w Stanach Zjednoczonych, wraz z malejącym znaczeniem etnicznych grup białych imigrantów, kolejna rewolucja technologiczna zmieniająca sposoby komunikacji i działania społecznego, szybko zmniejszająca się liczebność i starzenie członkostwa organizacji tzw. „starej Polonii” i mniejsze jej zaangażowanie w sprawy Polski, biologiczne wymieranie wielu stowarzyszeń i grup, powstawanie nowych organizacji oraz niechęć przybyszy z powojennej Polski czy ich nieufność do działań społecznych i grupowych, naturalny i znany z wcześniejszych okresów pokoleniowy brak wzajemnej akceptacji nowoprzybyłych przez osoby zasiedziałe czy urodzone w Stanach, to tylko niektóre czynniki powodujące marginalizację Kongresu Polonii Amerykańskiej, zarówno wśród wielomilionowej Polonii, jak i w politycznym życiu Stanów Zjednoczonych.
 
         Na powolne ale postępujące przesuwanie KPA na boczny tor miały wpływ - być może większy niż sobie obecnie zdajemy sprawę - do dziś w pełni nieujawnione i w związku z tym niemożliwe do właściwej oceny, celowe działania reżimu, który wydajnie i skutecznie inwigilował Polonię, nasycał ją agenturą, wykorzystywał „pożytecznych idiotów” nie mogących z powodów ograniczenia umysłowego albo z przyczyn ambicjonalnych nie chcących zrozumieć istoty wydarzeń zachodzących w Polsce, a także najzwyczajniej kupował tych, którzy byli łasi „zaszczytów” czy „uznania”. W tym kontekście warto pamiętać o Wojciechu Wierzewskim, „pomarcowym docencie”, członku PZPR, agencie SB (od 1979 r.), donosicielu, ale jednocześnie prawej ręce trzech ostatnich prezesów ZNP i KPA, pracowniku uniwersyteckim w Indianie i Chicago oraz redaktorze naczelnym pisma „Zgoda” docierającego do kilku milionów członków ZNP. Ale casus Wierzewskiego to czubek góry lodowej i tylko odwlekanie dekomunizacji i sabotowanie lustracji, w tym także Kościoła polonijnego, uniemożliwia dostrzeżenie i zrozumienie rozległości i głębokości nasycenia Polonii agenturą. Leszek Nick Sadowski, wiceprezes Outwater Media Group podsumował sytuację: „Czasy silnej, zjednoczonej Polonii w USA oraz prężnego i wpływowego Kongresu Polonii Amerykańskiej skończyły się z rozpoczęciem instalowania wśród niej agentów komunistycznych i coraz szerszej inwigilacji tego środowiska. Od tej pory Polonia była, jest i będzie rozbita. Dopóki etap ten nie zostanie zamknięty przez odkrycie i wyjaśnienie owych niechlubnych faktów - stworzenie silnego polonijnego lobby pozostanie w sferze mrzonek”.
 
               Niezależnie od wyżej wymienionych czynników, które podważają wcześniejszą ideę reprezentatywności KPA jako nadrzędnej federacji organizacji polonijnych, ostatni okres w historii KPA, od śmierci Edwarda Moskala i objęcia funkcji prezesów obu organizacji, Związku Narodowego Polskiego i Kongresu Polonii Amerykańskiej przez Franka Spulę, charakteryzują działania, a częściej ich absolutny brak, które wcześniej były trudne do wyobrażenia. Pretekstem do bierności w sprawach Polski są zmiany po 1989 roku i spowodowany przez nie rzekomy brak potrzeby czy legitymacji do zainteresowania wewnętrzymi sprawami demokratycznego państwa. Przeczyły temu jednak kolejne wydarzenia w Polsce i postawa Rodaków w Stanach! Wydarzenia, które jednoznacznie ukazywały konieczność reakcji wielomilionowej grupy osób (wysyłających do rodzin w Polsce prawie miliard dolarów rocznie (sic!) i związanych z Ojczyzną na wiele innych sposobów) na zło w Kraju się dziejące, były przez Spulę i jego kamarylę albo ignorowane albo traktowane jako „kontrowersyjne” i wymagające „obiektywizmu” bez jednoznacznego opowiadania się za którąś ze stron konfliktu. W tym celu wbrew pierwotnemu statutowi Kongresu Polonii Amerykańskiej oraz zasadom jego zmian, a także przy braku wymaganego quorum na jednym z zebrań dyrektorów krajowych tak zmanipulowano poprawki statutowe, aby prawnie uzasadnić eliminację spraw polskich z jurysdykcji i działań KPA. Podobnie działo się z większością najważnieszych zagadnień, choćby z lustracją KPA, których albo w ogóle nie stawiano na porządku dziennym, albo wobec których używano kruczków i wybiegów „prawnych” i „statutowych”, albo rozmywano korzystając z niezrozumienia ważności niektórych spraw czy też braku woli współdziałania - naiwnych często i manipulowanych - członków urodzonych w Stanach z posolidarnościowymi przybyszami bardziej świadomymi możliwości perfidnej ale znakomicie zorganizowanej pracy ubecji/esbecji. Niezgoda na brak lustracji spowodowała dodatkowe podziały, rozbicia oraz nieufność i podejrzliwość, co nie tylko uniemożliwiało działania, ale przede wszystkim przemawianie jednym głosem i w konsekwencji  - ograniczało reprezentatywność KPA.
             Należy wspomnieć jeszcze o rezygnacji z języka polskiego jako równoważnego w obradach i dyskusjach, co skutecznie uniemożliwiło przedstawianie i obronę stanowiska sporemu gronu rzeczników spraw polskich. Dodatkowo wykluczyło z uczestnictwa tych, którzy lepiej czuli i wyrażali swoje myśli w polszczyźnie, co znów ograniczyło zasięg oddziaływania i reprezentatywność KPA.  
Jednym z najważniejszych zagadnień gdy KPA ukazało swoje nowe oblicze - niemające wiele wspólnego z reprezentacją poglądów większości Polonii - była walka o dostęp Telewizji Trwam do multipleksu cyfrowego, a w sensie bardziej ogólnym wolność słowa i równoprawna - nie niszowa - obecność mediów katolicko-narodowych w życiu intelektualnym Kraju (Radio Maryja, Nasz Dziennik, Warszawska Gazeta, Nasza Polska i inne), a następnie kolejnych pism tworzonych przez dziennikarzy szykanowanych i wyrzucanych z państwowych lub lewackich mediów.
               W przeszłości nie do pomyślenia byłoby, aby KPA nie reagował na szykany wobec polskich twórców czy ograniczenia wolności słowa w Ojczyźnie. Zarząd Spuli nie pozwalał jednak na jakiekolwiek zaangażowanie poszczególnych wydziałów stanowych, a poprzez kruczki i manipulacje na zebraniach dyrektorów krajowych uniemożliwiano podjęcie jakiejkolwiek uchwały popierającej katolicką telewizję! Dopiero wielokrotne zabiegi i działania na szczeblu wydziałów wymusiły niejako na „centrali” zajęcie „kompromisowego” stanowiska. Przeciw wsparciu Telewizji Trwam na szczeblu wydziałowym ujawniło się przy okazji wielu uśpionych agentów i łajdaków, którzy przy pomocy wszelkich możliwych chwytów próbowali zastopować zmasowaną akcję poparcia i wsparcia Ojca Dyrektora i narodowo-katolickich mediów. 
 
               Niemniej symptomatyczna dla prezesury Spuli była stosunkowo niedawna sprawa uznania, a następnie cofnięcia uznania dla demokratycznie wybranego Prezesa Wydziału Illinois, jednoznacznie prokatolickiego i patriotycznego działacza zaangażowanego w działalność na rzecz Polski. Pozostawiając prawnikom sprawy legalności i zgodności takiego postępowania ze statutem, warto dodać, że jest to jeden ze sposobów manipulacji i wpływania na wynik głosowań na poszczególnych zebraniach krajowych, których terminy jeśli nie były podawane w ostatniej chwili, to były często zmieniane i organizowane w miejscach wygodnych dla urzędującego Zarządu - głównie w Chicago - co umożliwia (szczególnie ważne przy wyborach prezesa) obecność mianowanych przez tegoż prezesa, nieproporcjonalnej wobec ogólnej liczby dyrektorów i sprzecznej z zasadami demokracji,   liczby dyrektorów „at large”, najczęściej pracujących w instytucjach od tego prezesa zależnych. Słynne również w polityce amerykańskiej „wybory chicagowskie” podważają jakąkolwiek reprezentatywność takiego Zarządu krajowego, a w konsekwencji jego późniejsze decyzje czy coraz częściej ich brak. To ostatecznie wpływa na marginalność całej organizacji.
Z innych ważnych spraw polskich - charakterystyczne jest, że jakakolwiek jednoznaczna, a więc też istotna, rezolucja dotycząca „tragedii smoleńskiej” została dopiero przygotowana po zmianie wiceprezesa ds. polskich, co nastąpiło podczas wyborów współkontrolowanych przez rzeczywiście reprezentatywną grupą „opozycyjnych” uczestników zjazdu.
                    Z wyjątkiem działań „zbuntowanych” wobec Spuli prezesów poszczególnych wydziałów stanowych (oba wydziały kalifornijskie, wydziały z New Jersey i michigański), którzy organizują lokalnie rocznicowe obchody katyńskie i smoleńskie, trudno dostrzec jakiekolwiek istotne próby upamiętnienia przez KPA tych tragedii narodowych na szczeblu krajowym. Nieliczni już tylko pamiętają, że prezes Rozmarek byl członkiem senackiej komisji do badania zbrodni katyńskiej w latach pięćdziesiątych, prezes Mazewski zaś zaangażował się w ostateczne rozstrzygnięcie tego zagadnienia, podobnie jak nie wahał się przed zajęciem jednoznacznego stanowiska wobec kolejnych ekip komunistycznych w Polsce mniej lub bardziej udających niezależność wobec sowieckiego okupanta. Charyzmatyczne działania Rozmarka i Mazewskiego, dynamika działań i ich osobowości tylko podkreślają nijakość tego, co nastąpiło później, a już szczególnie po śmierci Edwarda Moskala.
                    Pierwsi prezesi nie mieli trudności z dotarciem do Białego Domu czy ważnych polityków, obecnie można o tym tylko pomarzyć, dawniej politycy amerykańscy wszelkiego szczebla ubiegali się o oficjalne poparcie przed wyborami, a polonijne uroczystości odbywały się z udziałem prezydentów, gubernatorów, senatorów, reprezentantów czy burmistrzów, obecnie na obrady krajowe KPA czasem przybędzie jakiś polityk z ostatniego rzędu i najczęściej bredzi o sprawach Polonii zupełnie nieobchodzących.
Ostatnio, kiedy do tego grona osób bez znaczenia z jakimi spotyka się prezes „nadrzędnej” organizacji amerykańskiej Polonii dołączył osobnik znany w Polsce głównie z powodu zaległości alimentacyjnych i reprezentujący tzw. „KOD”, zajmowanie się sprawami Polski nagle zaczęło jednak mieścić się w polu działania Franka Spuli.
 
                        Czy prezes postępujący w taki sposób ma legitymację do reprezentowania wielomilionowej społeczności? Czy  organizacja z takim prezesem może być w ogóle reprezentatywna dla kogokolwiek? Czy organizacja, której prezesi sprawują funkcje dożywotnio może w ogóle podążać za zmieniającym się światem? Czy wreszcie organizacja, która w coraz większym stopniu reprezentuje przysłowiową „kanapę” ma cokolwiek komukolwiek do zaoferowania? 

Autor: Mariusz Szanjert (MI) ( tekst ukazał sie także w szeregu czasopism polonijnych; publikacja za zgodą Autora)

MÓJ KOMENTARZ: Co do roli Prezesa Moskala (za St. Michalkiewiczem):  "(...This slide into obscurity began from the moment when the former president of PAC, Mr. Edward Moskal had collected 9 million signatures under the petition to the US Congress on the adoption of Polish accession to NATO.Just then, from inspiration led by Bronislaw Geremek Ministry of Foreign Affairs in Warsaw, began a campaign of discrediting Edward Moskal in the US as "anti-Semite". President Moskal not actually bow to the Jews and that excuse was the main motive of smear campaign, which led to the fact that the chairman of the largest Polish organization in America has ceased to be received at the White House.
In fact, the idea was to torpedo the possibility of the emergence of the US Polish political lobby. (...)"

 

 

zoominto
O mnie zoominto

e-mail: lubczasopismo_polonia@yahoo.com

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka